Rangun – dawna stolica Mjanmy (Birmy) od 1886 do 2005. Ludność: ponad 7 mln mieszkańców.
Dla mnie wizyta w tym mieście była czymś niewyobrażalnie silnym i nie zapomnę tego do końca życia. W mojej głowie nieustannie toczyła się wojna cywilizacji. Miejsce to może jednocześnie fascynować i przerażać. Z otwartym umysłem rządnym wrażeń i najchętniej zatkanym nosem, ruszyłem z aparatem w dłoni na jego ulice. Niestety, ze względu na napięty plan wycieczki, zdjęcia musiałem robić niemal w biegu. Dodatkowym utrudnieniem był stan chodników.
Miasto nie pachnie, wręcz śmierdzi. Śmieci też nie brakuje. Na ulicy dzieje się naprawdę dużo. Ludzie jedzą przy stolikach całymi grupami. Stoliki i krzesła z plastiku mają rozmiar dziecięcy i najczęściej są mocno wyeksploatowane. Dookoła zniszczone budynki pokolonialne, pamiątka po Brytyjczykach. W niektóre powoli wrasta dżungla.
Co krok można spotkać stragany z przekąskami lub różnej maści owocami. Jedzenie w barach i restauracjach rzadko zachwyca wyglądem lecz niemal zawsze smakuje dobrze lub świetnie.
W Birmańskich miastach na każdym rogu można nabyć Betel – legalny narkotyk, czwartą najbardziej popularną używkę na świecie. Główny składnik: liść pieprzu żuwnego barwi ślinę na czerwono i powoduje zwiększoną jej produkcję. W Birmie nie występuje coś takiego jak wstyd przed pluciem, bekaniem itp. więc wielu pluje czerwoną śliną na prawo i na lewo. Śladów tego procederu nie brakuje na ścianach, chodnikach, krzesłach, dosłownie wszędzie.
Birmańczycy wyróżniają się na tle innych narodów między innymi oryginalnym strojem oraz makijażem, który używają głównie Panie ale nie rzadko również Panowie. Mężczyzni zwykle są ubrani w tradycyjne Birmańskie Longyi. Wysoki pas materiału „bez końca”, zawiązany węzłem w okolicy pępka. Od czasu do czasu można spotkać jakiegoś „buntownika” w dżinsach lub spodenkach. Panie najczęściej prezentują się we wzorzystych, nie rzadko mocno kolorowych sukienkach lub spódnicach.
Wizyta w tym mieście to lądowanie na „deczko” innej planecie. Ostatecznie jest przyjaźnie, nie brakuje uśmiechniętych, często „betelowo” ludzi (birmanki bywają bardzo ładne ;) ), jedno jest pewne, poczujemy tam prawdziwy orient :) Polecam!
Filipiny, listopad 2016